- Shelley, przecież wiesz, że nie musisz się wyprowadzać.- Trish stała oparta o framugę drzwi i z bezsilnością przyglądała się jak jej przyjaciółka wyciąga walizkę z szafki.
- Nie mogę już dłużej u ciebie mieszkać. I tak zostałam na dłużej niż myślałam. Po prostu nie mogę. A tym bardziej od kiedy Jake tu mieszka.- odpowiedziała zdecydowanie. Była pewna swojego wyboru i nie widziała innej opcji.
- Rozmawiałam z nim. Jake nie ma nic przeciwko. Przecież nie jesteście dla siebie obcy. A to, co usłyszałaś zostało wyrwane z kontekstu.- skrzyżowała ręce.- Zresztą... gdzie masz zamiar iść? Nie masz dokąd wracać, Shel.
- Miałam ci powiedzieć wieczorem.- powstrzymała się na chwilę z pakowaniem i podeszła do Trish.- Pamiętasz jakie miałam problemy ze znalezieniem mieszkania?
- No tak.- dobrze pamiętała jej problemy.- W Seattle zawsze był z tym problem. A gdyby nie moja ciotka to też miałabym spory kłopot.
- No to ci powiem, że znalazłam coś.- oznajmiła zadowolona.- To stara duża kamienica na peryferiach miasta. W środku wygląda gites majonez normalnie. Wyremontowana, spokojna miejscówka, wszystko działa cacy, no i przede wszystkim jest to cena, na którą mnie stać z mojej pensji. Widziałam to mieszkanie i widziałam pokój, w którym miałabym zamieszkać. Jest śliczny...
- I z kim więc miałabyś dzielić ten wielki, jakże fantastyczny dom?- zapytała, a na to przyjaciółka się zakłopotała.- Shel?